Dolina nieistniejącej wsi Ciechania dziś uznawana jest przez niektórych za najpiękniejsze miejsce Beskidu Niskiego. Dziś nie prowadzi tędy żaden szlak, co oznacza, że nie może poruszać się tędy żaden turysta. Park Narodowy udostępnia dolinę jedynie w wyznaczone dni w sezonie, kiedy można do Ciechani wejść z przewodnikiem od strony Huty Polańskiej.
Historia
Wieś Ciechania została założona w XVI w. na prawie wołoskim przez Mikołaja Stadnickiego herbu Śreniaw ze Żmigrodu, jest wzmiankowana po raz pierwszy w 1581 r.* Znajdowały się tutaj 2 gospodarstwa chłopskie i gospodarstwo solne*. W 1790 wybudowano cerkiew grekokatolicką pw. św. Mikołaja, jednak wcześniej musiała w tym miejscu już istnieć starsza świątynia (sądząc po mapie von Miega).
Poniżej rejon Ciechani (Tychin) na XVIII-wiecznym ujęciu topograficznym Królestwa Galicji i Lodomerii, tzw. von Miega (1779-1783).

Dla porównania kolejne opracowanie już z XIX w.:

Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, wydany w 1880 podaje, że wieś nazywa się Ciechanie (Ciechan) i leży w wysokich niedostępnych górach Beskidu, na granicy węgierskiej. Miała wówczas 53 domy, 340 mieszkańców, głównie narodowości ruskiej (Rusinów). Wieś była siedzibą parafii greckiej i posiadała kościół (cerkiew) pw. św. Mikołaja.
W 1914 roku Austriacy spalili całą wieś Ciechanię (z wyjątkiem cerkwi) oraz pobliskie Żydowskie. Wieś po wojnie odbudowała się i w 1939 roku mieszkało tutaj juz 425 Rusinów i 5 Polaków.
Józef Pawłusiewicz w książce Na dnie jeziora wspomina:
Ciekawa była to wioska. Dziś już takich w górach nie ma. Oprócz plebani greckokatolickiej nie było tam ani jednej chaty z kominem. Wszystkie kryte słomą, zdawały się jakby przygniecione do ziemi ciężarem nieproporcjonalnie dużych dachów. Dróżka do niej prowadziła wąska, kamienista, przydatna wyłącznie dla drewnianych wózków jej mieszkańców – Łemków. (…) Ciechania była to, jak ogólnie mówiono, „dziura odgrodzona od świata chińskim murem”.
Na mapie WIG z 1938 zaznaczono, że we wsi znajduje się 61 domów, położonych wzdłuż drogi, która prawie całkowicie pokrywa się z dzisiejszym jej przebiegiem. Na mapie widoczna jest też druga cerkiew – prawosławna. Część mieszkańców wsi (być może 1/3) w wyniku schizmy w 1928 roku przeszła na prawosławie. W 1930 wybudowano prawosławną czasownię na potrzeby prawosławnej parafii, w związku z czym do wojny wieś posiadała dwie cerkwie.

W 1929 dokonano napadu na grekokatolicką plebanię, w wyniku czego zamordowano księdza Danyiła Pyroha i jego córkę Marię (ich grób znajduje się na cmentarzu przycerkiewnym). Grecy za czyn ten oskarżali prawosławnych, ci zaś Polaków z Huty Polańskiej. Podejrzewano też, że mordercy mogli pochodzić z Havranca czy Krakowa. Sprawców nie zdołano ująć. Warto tutaj wspomnieć, że Schematyzm grekokatolicki administracji łemkowskiej, Lwów 1936 r., wymienia sprawców i podaje, że działali z inicjatywy mieszkanki Huty Polańskiej, sami zaś byli z Krakowa:
W 1929 roku dwaj bandyci z Krakowa, Zieliński i Kaczmarczyk, z inicjatywy Marii Sowy z Huty Polańskiej, zastrzelili proboszcza parafii tychańskiej, ks. Danylo Piroga i jego córki Marii w celu dokonania rabunku.

Schematyzm odnotowuje poza tym, że w Ciechani (Тиханя) znajduje się cerkiew z 1790 św. Mikołaja w kiepskim stanie (в лихім стані).
Żydówka na plebani ks. Lewiarza
Niezwykła historia wiąże się z proboszczem tutejszej parafii prawosłanej, powstałej po schizmie tylawskiej (1928), księdzem Janem Lewiarzem. Ów kontrowersyjny kapłan był tutaj proboszczem 2 lata w okresie okupacji i objął tę parafię od razu po swoich święceniach.
Wcześniej pracując we Lwowie jako kierownik bursy dla chłopców utrzymywał handlowe relacje z Żydem, Joachimem Morgensternem, który dzięki żonie Amerykance zdobył obywatelstwo Gwatemalii i osadzony był przez Niemców w obozie dla Żydów z obcym obywatelstwem, dzięki czemu miał większe swobody. Lewiarz chciał zostać księdzem katolickim, ukończył teologię w Przemyślu. Jednak z racji, jakoby święcenia katolickie były zablokowane, a do Kościoła grekokatolickiego był zniechęcony udziałem Ukraińców w pogromie Żydów we Lwowie w czerwcu 1941, zdecydował się na konwersję na prawosławie. Morgenstern umówił się z nim, że za przechowanie swojej siostrzenicy Lili Flachs, opłaci mu święcenia na księdza prawosławnego, na które go nie było stać. Lewiarz stwierdziwszy, że Lila nie wygląda na Żydówkę, zgodził się na taki układ. Sama Lila (później Zofia) wspomina, że wuj obiecał Lewiarzowi także miesięczną kwotę utrzymania, pieniądze przesyłał pocztą (wspomina o dość małej kwocie 300 zł, autorka opracowania na ten temat, Zuzanna Schnepf-Kołacz sugeruje, że mogło to być 3000 zł).
Lila Flachs pochodziła z zamożnej rodziny lwowskich sklepikarzy. Wszyscy trafili do getta, a w sierpniu 1942 połowa z pozostałych przy życiu (50 tys.) została wywieziona do obozu zagłady w Bełżcu – wówczas to Lila straciła matkę.
Lewiarz po zdaniu egzaminu w Warszawie i święceniach poprosił o umieszczenie go w najmniejszej i najbardziej zapadłej wsi, gdzie Lila miałaby największe szanse na przetrwanie. Zapadła więc decyzja, by objął parafię w leżącej na uboczu Ciechani. Lili przekazał dokumenty po swojej zmarłej na gruźlicę siostrze, odtąd młoda Żydówka miała grać rolę siostry prawosławnego księdza, Zofii Lewiarz.
Ks. Lewiarz na ciechańskiej plebanii
Na przełomie października i listopada 1942 r. ksiądz wraz z Zofią-Lilą z pieskiem na rękach pojawili się na peronie dworca we Lwowie. Tu natknęli się na grupę Żydów z getta, którzy wyłapywali z tłumu Żydów dla Gestapo. Zofia bała się, że rozpoznają ją jacyś znajomi z getta, na szczęście nic takiego się nie stało i oboje odjechali pociągiem w towarzystwie przyjaciela ks. Ukraińca Romana Hawrylaka (podającego się za ciotecznego brata księdza*). Jednak Zofia oceniła, że łączą ich relacja wykraczająca poza zwykłą przyjaźń (rzeczywiście prawosławnemu duchownemu zarzucano nieobyczajność także po wojnie)*. Hawrylak był znanym ukraińskim nacjonalistą, co stanowiło dodatkowo mocną ochronę dla Zofii, ale i dla Lewiarza, który przedstawiał się jako Ukrainiec (oboje z Zofią otrzymali ukraińskie kenkarty). Niemniej Zofia ukraińskiego uczyła się już w Ciechanii, początkowo próbując mówić po polsku z ukraińskim zaśpiewem, co było przedmiotem żartów. Tłumaczyła się, że nie wychowywała się z rodziną Jana, ale jako dziewczynka była przeniesiona do wuja do dużego miasta, gdzie zapomniała ukraińskiego.
We wsi w zasadzie nie było Żydów, prócz jednego, wędrującego od domu do domu, ukrywanego po części przez wszystkich – wspomina o nim Zofia w swoich wspomnieniach. Na początku wsi znajdował się też dom, na podwórku którego zamordowano rodzinę żydowską, miejscowi żegnali się przejeżdżając obok (wspomina o tym Zofia w rozmowie tel. z 2009 z autorką artykułu „Na ciechańskiej plebanii”. Historia ocalenia Zofii Trembskiej. Studium przypadku Zuzanny Schnepf-Kołacz).
W artykule Zuzanna Schnepf-Kołacz przytacza ciekawe informacje o podziale ideologicznym wsi, który przejawiał się w istnieniu dwóch różnych silnych grup: rusofilskiej i narodowo-ukraińskiej. Po schizmie tylawskiej część wsi przeszła na prawosławie – to była grupa rusofilska (w Ciechani odbył się m.in. zjazd rusofilskiej partii RSO (Ruska Seljanska Organizacja), założono także rusofilską czytelnię Kaczkowskiego.
Zofia nie była przyzwyczajona do pracy fizycznej w gospodarstwie, może to było główną przyczyną, dla której ksiądz z Romkiem postanowili wrócić do Lwowa, by przywieźć starą służącą Hanię. Zofia uparła się, by wzięli ze sobą także jej ojca, Jana Flachsa, co się rzeczywiście powiodło. Ten we wsi przedstawiony był jako chory umysłowo wujek. Hania za sowieckiej okupacji we Lwowie ukrywała ks. Lewiarza, za co był jej wdzięczny. Nie wiedziała jednak o żydowskim pochodzeniu Zofii i jej ojca.
Relacje między domownikami bywały trudne. Ksiądz był człowiekiem wybuchowym. Z kolei Zofia, gdy już nieco okrzepła, okazała naturę pyskatej nastolatki. Wspomina swoje szantaże względem księdza: „Jak będziesz na mnie krzyczał, to ja to zniosę, […] ale żebyś wiedział: w momencie, jak mnie uderzysz, to mnie jest wszystko jedno, ja mogę jutro pójść na gestapo i się zameldować. Co ja tracę? Tylko siebie, a wy pójdziecie wszyscy”. Potrafiła sobie wypracować pozycję w domowej hierarchii. Z kolei jej ojciec, Jan, przyjął postawę uległą i starał się pomagać we wszystkim. W relacjach z mieszkańcami wsi żartobliwy. Znał dobrze ukraiński. Jednak miał pewne przypadłości, które łatwo mogły go zdekonspirować, nie był w stanie się poprawnie przeżegnać, wtrącał też w mowie niekiedy żydowskie elementy. Stąd ksiądz starał się ograniczać jego kontakty z miejscowymi.
W artykule Zuzanny Schnepf-Kołacz pada ciekawa charakterystyka ówczesnej Łemkowszczyzny:
Górskie tereny Łemkowszczyzny były w owym czasie przystanią i schronieniem dla życiowych rozbitków, ludzi z różnych przyczyn wyjętych spod prawa. Wśród miejscowej śmietanki, którą poznali ksiądz i jego „rodzina”, byli inteligenci z carskiej Rosji, którzy zbiegli przed represjami bolszewików, księża wyrzuceni z katolickiego kościoła za nadużywanie alkoholu i związki z kobietami, polski lekarz ze Lwowa, ukrywający się wraz ze swoją żoną Żydówką…
Plebania była ośrodkiem spotkań towarzyskim. Mieszkańcy lubili tu przychodzić i dyskutować w półmroku. Bywali tutaj nawet Niemcy, mieszkający w strażnicy granicznej, położonej po drugiej stronie drogi, blisko plebanii. Próbowali wyciągać Zofię na tańce, ksiądz jednak obawiał się, że ją skrzywdzą. Kiedy został solidnie pobity, już nie stawiał oporów. Zofia zaś wspomina, że to ona wpadła na pomysł odwiedzin u Niemców, by zdobyć trudno dostępny chleb. Przynosiła od Niemców również mięso i inne pożywienie. Niemcy przynosili też gazety i naftę. Jeden z Niemców przyznał się Zosi do swoich komunistycznych sympatii, inny zaprzyjaźnił się z jej ojcem do tego stopnia, że gdy ten wyjechał do Warszawy, Niemiec słał mu paczki. Bywało, że tańce odbywały się na plebanii, ksiądz grywał wówczas na akordeonie.
Zachowało się 10 zdjęć z lata 1943, wykonanych i podarowanych Zosi przez Georga Spławskiego. Zdjęcia, podpisane Ciechania 1943, pełne są atmosfery spokojnej, wiejskiej sielanki. Na jednym z nich Ziosia leży na trawie w stroju kąpielowym w towarzystwie Romana Hawrylaka i Georga Spławskiego, jakby zupełnie nieświadomi, jaka tragedia ma spotkać wieś już niebawem.
Wystawny tryb życia na prawosławnej plebanii był źródłem zawiści miejscowych. W efekcie ksiądz grekokatolicki doniósł na domowników księdza prawosławnego do Niemców, jakoby prowadzili działalność szpiegowską na rzecz Sowietów. Rewizja nie wykazała nic, prócz rysunków mapek przesuwającego się frontu, przerysowanych z gazet. Jednak Romek i Zosia trafili do aresztu w Krempnej, choć wstawili się za nimi Niemcy z placówki granicznej. Udało ich się wydostać dopiero dzięki łapówce, która pochodziła prawdopodobnie głównie od Jana Flachsa, ojca Zosi lub wujka Morgensterna.
Jan był w trakcie starań o aryjskie papiery, które otrzymał dzięki pomocy Polaka, księdza grekokatolickiego Orskiego. Potem uznał, że dla bezpieczeństwa wyjedzie do Warszawy, przyczyną mógł być fakt formowania się grup UPA w okolicy, którzy wciągali w szeregi miejscowych cywilów. W Warszawie przebywał od kwietnia 1943 do sierpnia 1944. Werbunek UPA uspokoił się, toteż Zosia i Romek pod koniec lipca pojechali po ojca do Warszawy. Niestety mieszkanie zastali puste, a od sąsiadów dowiedzieli się, że domowników zabrano za słuchanie radia. To była ostatnia wiadomość o ojcu. Zosia to mocno przeżyła. Korespondencja do Zosi z Warszawy adresowana już na Bartne (m.in. od ojca) dostępna jest na stronie muzeum Polin. Z treści widać, że rodzina obracała się w kręgu duchowieństwa, ojciec Zofii zaś sprawia wrażenie bardzo inteligentnej i towarzyskiej osoby.
Kochana! Jak Ci już poprzednio napisałem, treścią Twego poprzedniego listu zmusiłaś mnie do napisania coś o sobie. Nie pisałem Ci o tym, aby Ciebie smucić, lecz by Ci udowodnić, jak inaczej my w mieście myślimy i przeżywamy. Lecz widzę, że i Wam obecnie nie żyje się różowo. Chcę wierzyć w to że nim Ci bandyci zdołają do Waszej wsi dostać się, zostaną przez odpowiednie czynniki unieszkodliwieni, jak to było w ubiegłym roku. Niestety, ani pomóc, ani poradzić w tym wypadku nie mogę. Wczoraj nie zastałem księdza Onufrego, wspomniałem p. Czarnej o Waszych przygotowaniach do odwiedzin przez bandytów, z czego nie bardzo była zadowolona.
Wyjazd z Ciechani
Jeszcze w czasie pobytu ojca w Warszawie – jesienią 1943 – ksiądz Lewiarz wraz z domownikami przeniósł się do oddalonego o 30 km Bartnego, gdzie były lepsze warunki, a plebania była większa. Tu nie przerwali towarzyskiego trybu życia, zaglądali do nich nawet Niemcy z Ciechanii.
Po jednej z kłótni Zosi z ks. Janem, opuściła ona plebanię i przeniosła się do swojego chłopaka, Włodzimierza Bajko, starszego od niej o 5 lat dyrektora szkoły w Polanie. Chwilę mieszkali w szkole w Polanie, a po ewakuacji Polany w związku ze zbliżającym się frontem, przenieśli się na parę miesięcy do matki Włodka do Jabłonicy Polskiej pod Krosnem. Źle wspomina pobyt w ukraińskiej rodzinie. Matka Włodka traktowała ją źle i gdy ten był w pracy, w ogóle nie dawała jej jeść. Tymczasem w ręce Zosi wpadł Manifest PKWN, pod którym podpisana była Wanda Wasilewska, znajoma jej rodziców sprzed wojny. W efekcie Zosia ruszyła do Lublina w poszukiwaniu dawnych znajomych i rodziny. Nie zobaczyła już więcej swojego chłopaka. Dla niej wojna się skończyła. Odwiedziła raz jeszcze księdza Lewiarza, który przyjął ją bardzo serdecznie. Jej podróż do Bartnego wynikał z chęci odebrania swoich rzeczy, z których najważniejszą była pościel.
Wkrótce ks. Lewiarz został wysiedlony z Bartnego w ramach akcji „Wisła”. Na Ziemiach Odzyskanych cieszył się dużym autorytetem. Angażował się tam przy tworzeniu parafii prawosławnych. W latach 50. zachęcał też Łemków do powrotu do Bartnego, prowadził także zbiórki na remont cerkwi w Bartnem. Był przywołany do porządku przez władze, po czym stał się posłusznym współpracownikiem Urzędu do Spraw Wyznań. Donosił na konkurencyjne wspólnoty grekokatolickie, którym blokowano możliwość odrodzenia na ziemiach zachodnich na rzecz faworyzowanego prawosławia.
Zofia w 1956 r. wyjechała do Izraela wraz ze swoim mężem i dwiema córkami. Korespondowała z ks. Lewiarzem, planowana była nawet podróż księdza do Izraela. Wojna 6-dniowa jednak zniweczyła te plany.
Zuzanna Schnepf-Kołacz, która opisała historię Zofii Trembskiej w artykule „Na ciechańskiej plebanii”… wspomina rozmowę z Zofią z maja 2009 roku.
Wie Pani, co mnie męczy najbardziej w życiu? Że ja mojemu księdzu nigdy nie powiedziałam »dziękuję«”. Zaraz potem dodaje zdanie, które stanowi kwintesencję relacji między ukrywanymi a ich opiekunami: „A ja bym tak chciała porozmawiać, jak on mnie wtedy widział, nie tylko, jak ja jego. To są rzeczy nie do odrobienia w życiu”.
Zdjęcie ks. Lewiarza wraz z parafianami z Ciechani pochodzące z artykułu Zuzanny Schnepf-Kołacz:

Walki w dolinie Ciechani – 1944
Kiedyś na świetnym, ale niedziałającym w tej chwili portalu beskid-niski.pl, czytałem wspomnienia Leszka Hrabskiego, mieszkańca Wilśni, wsi położonej niedaleko na wschód od Ciechani (o wspomnieniach Hrabskiego pisałem już w swoim wpisie o Beskidzie Niskim). Jednym z bardziej przejmujących opisów jest ten, gdy autor opowiada o momencie walk sowiecko-niemieckich w 1944 roku. Strzępy chałup i krów latały nad głowami mieszkańców, którzy nie wiedzieli, gdzie się schronić i w którą stronę biec. Wieś została tak dokładnie ostrzelana przez Sowietów, że dziwili się oni, jakim cudem Niemcy wciąż się utrzymują na swoich pozycjach.
Podczas lektury opisu walk w dolinie Ciechani, trudno nie odnieść wrażenia, że tutaj obraz musiał być podobny, rozciągnięty jednak na długi miesiąc walk, opisanych szczegółowo przez Piotra Sadowskiego w artykule Krwawy październik („Magura”, Nr 1 (15)).
Po zajęciu strategicznego rejonu Wilśni, Olchowca i Polan przez wojska sowieckie, uderzenie przesunęło się w kierunku Ciechani i Ożennej. Miały je przeprowadzić dywizje 101 KS (korpusu piechoty) gen. lejtn. Andrieja Bondariowa armii Moskalenki. Dwie dywizje (127 DS gen. mjr. Siemiona Mładencewa i 70 DSGw gen. mjr. Iwana Gusiewa) miały być wspierane przez przetrzebione nie mniej jak owe dywizje korpusy pancerne (25 KPanc i 4 KPancGw). Pierwsza z nich posiadała 4 sprawne czołgi (2 T-34 i 2 T-70), druga miała 17 T-34, nie licząc dział samobieżnych w obu korpusach. Takie siły uderzyły na Ciechanię 3 października ’44.
Ulokowana na wzgórzu 720 127DS natarła na drogę Żydowskie-Ciechania, ze wsparciem 4KPancGw i 70DSGw. Pierwszego dnia udało się zdobyć wzg. 682 na wschód od Huty Polańskiej, ale nie zdołano zająć kluczowego wzg. 688.
Wzgórze 688 na mapie WIG z 1938 r.:

Poniżej wzgórze 688 spowite w chmurach – zdjęcie z okolic cerkwiska:

Następnego dnia nacierające oddziały zyskały wsparcie w postaci 253 DP, 300 BDSzt, 2 poddoddziały 1DNarc i niewielkiej grupy z 8DPanc z kilkoma czołgami. Utworzyły one Grupę Dywizyjną „Becker”. Tymczasem wzgórze 703 od południowo-wschodniej strony Ciechani zdobył 4 KPancGw. 70 DSGw próbowała uderzyć od południa, jednak bez powodzenia (2 T34 poruszające się na czele prawdopodobnie wjechały na minę i zablokowały przejazd). 5 czołgów IS-5 objechało wzgórze 682 i bez powodzenia próbowało przejechać doliną potoku Zimna Woda.
6 października nastąpił silny kontratak niemiecki, niemieckie wojska przeniknęły w rejon wzg. 720 (odparty rankiem 8 paź.). 7 paź. nastąpiła poprawa pogody, co wykorzystano na działania artylerii. Żołnierze 127DS zdołali dotrzeć na chwilę do północnych zabudowań Ciechani, ale zostali wyparci.
9 paź. rano artyleria ostrzelała pozycje niemieckie i podjęła nieudaną próbę szturmu na wieś. Nacierający stracili też kolejne czołgi.
Następnego dnia nastąpił znów silny kontratak niemiecki, odbito m.in. wzgórze 688. W bojach odznaczył się st. strz. Xaver Wiest, który otrzymał za to Krzyż Rycerski.
11 paź. Sowieci wycofali część wojsk z walk o dolinę Ciechani. Ich sytuacja była trudna. Prócz dużych strat (np. w 162 BPanc pozostało jedynie 17 osób zdolnych do walki), mnożyły się przypadki dezercji.
12 paź. był dniem pewnych przegrupowań. M.in. wzg. 713 (Nad Tysowym) stanowiska zajął niemiecki 2. psnarc ppłk. Beierleina.
13 paź. to powrót to walk w południowej części doliny Ciechani, gdzie nacierał 25 KPanc. W miejsce, gdzie odbija droga z doliny wsi do Huty Polańskiej, przedarła się piechota z 20 BSZm i kilka czołgów. Walcząc o każdą zagrodę, w końcu dotarli do cerkwi. Jednocześnie Niemcy wyparli w północnej części doliny 127 DS, która odnotowała tego dnia ciężkie straty (45 zabitych i 104 rannych, a po zsumowaniu raportów 214 zabitych i zaginionych). Niemcy zbombardowali też tyły 101 KS.
Kolejne dni kontynuowano walki i próby przejęcia strategicznych obszarów przez obie strony. 17 paź. toczono walki w obróconej już w zgliszcza Ciechani. 20 BSZm próbowała dotrzeć z centrum wsi na północ, by odciąć obrońców wzg. 688. Po spokojniejszym 18 paź., 19 paź. jeszcze w nocy 20 BSZm podjął próbę zdobycia wzg. 688 nacierając od strony cerkwi w Ciechani. O 9.00 drugie uderzenie wyszło ze wzg. 682, jednak bez powodzenia.
22 paź. podjęto kolejne – nieudane – próby zdobycia wzg. 688 i 713, kontynuowane 23 paź. Dzień później odcinek frontu w Ciechani przejął 76 KS gen. Głuchowa. 25-27 paź. to dalsze próby zdobycia kluczowego wzg. 688 (wspierane ostrzałem ze stoków wzg. 703). Niektóre jednostki zdołały przedrzeć się przez zasieki i doszło nawet do walki w ręcz w okopach, jednak batalion mjr. Schülke broniący wzgórza zdołał je odeprzeć. Schülke w ciągu ostatnich kilkunastu dni odparł łącznie 58 szturmów.
Kolejne dni to stopniowe wygaszanie walk i zakończenie działań w tym regionie. Wycofano 127DS i 25Kpanc, a na odcinek weszły 183DS i 81DS. Wymieniły się również wojska niemieckie (253DP za 1DNarc.). Ostatecznie jednak wojska niemieckie opuściły pozycje i wycofały się przez Ożenną na zachód.
Bilans miesięcznych walk o dolinę Ciechani to 1100 zabitych po stronie Armii Czerwonej i kilkaset po stronie niemieckiej. Wieś została obrócona w zgliszcza, między mogiłami poległych żołnierzy tliły się wraki czołgów, a lasy pełne były min i niewypałów. Dolinie wsi Ciechania nazwę „Dolina Śmierci” nadali ponoć jeszcze sowieccy żołnierze. Polegli Niemcy pochowani zostali na cmentarzu wojennym w Zborovie, czerwonoarmiści zaś po ekshumacji spoczęli na cmentarzu w Dukli.
Z czasów wojny pozostały resztki strażnicy niemieckiej. W 1945 mieszkańcy Ciechani zdecydowali się opuścić dolinę i często podaje się, że trafili na Ukrainę. Brak jednak dokładnych dokumentów na ten temat, zdarzają się też głosy, że na pewno niektórzy wylądowali na Dolnym Śląsku.
Na zdjęciu cerkiew w Ciechani po II wś. (autor nieznany, fotografia w domenie publicznej).

Zamknięcie Ciechani dla ruchu turystycznego
Do 2005 roku przez wieś prowadził szlak turystyczny. Został usunięty z inicjatywy założonego w 1995 roku Magurskiego Parku Narodowego, co wywołało sporo protestów w środowisku górołazów.
Bartłomiej Wadas z serwisu beskid-niski.pl 31 października 2005 zauważył, że znaki niebieskiego szlaku w dolinie Ciechani zostały już zamalowane: „od Huty Polańskiej oznakowanie profesjonalnie zamalowane, dolina pusta (jak zwykle)… przeszedlem dolinę, podszedłem na Nad Tysowym… znaków nie ma.”
Kilka dni później pisał na forum PTTK:
Wczoraj tj. w niedzielę 6.11.2005 odbywał się odpust w kościele w Hucie Polańskiej (św. Huberta). Wśród zaproszonych gości była min. dyrekcja MPN-u. I tutaj, całkiem niespodziewanie, „turystyczna brać” oraz ludzie rozsądnie myślący zyskali sprzymierzeńca w osobie biskupa, który jasno wyraził niezadowolenie z faktu zamykania szlaków.
Dariusz Opaliński na forum PTTK (listopad 2005):
Z całą pewnością decyzja o zamknięciu dla ruchu pieszego doliny Ciechani nie wpłynie na rozwój turystyki w tym regionie. Nie rozumiem za bardzo co ten zakaz miałby przynieść pozytywnego dla środowiska naturalnego (no chyba, że chodziło o ochronę żubra). Jeśli decydentom zależało na całościowym rozwiązaniu problemu, to może warto było pokusić się o czasowe wyłączenie tego odcinka z ruchu turystycznego, np. w okresie wakacyjnym, gdy natężenie ruchu niepokojąco wzrasta do … kilkunastu osób dziennie. A swoją drogą interesujące jest, czy przed wydaniem tej decyzji ktoś pokusił się o rzetelne badanie natężenia ruchu turystycznego doliną Ciechani.
Z kolei dyrektor Magurskiego Parku Narodowego Norbert Kieć dla serwisu Nasze Miasto wyjaśnia (tekst z 2024 r.):
Ze względów przyrodniczych przestał istnieć i tak jest do dzisiaj. Tam mamy czynne stanowisko niedźwiedzia, w którym gawruje, liczną watahę wilków, rysie, żbiki, orliki żerujące na łąkach, które kosimy i musimy je kosić, utrzymywać jako tereny nieleśne, bo stanowią bazę żerową dla ptaków drapieżnych i ssaków. Dla nas jest to unikatowe miejsce i serce parku. Wszystkie inne doliny na terenie parku udostępniamy, wszędzie mamy szlaki. To jedno miejsce chcemy chronić i z tego względu szlaku tam nie ma.

Na zdjęciu powyżej widoczne są pozostałości owczarni, będącej częścią powstałego już po wojnie PGR-u.

Dolina jest jednak dostępna do zwiedzania na określonej trasie z przewodnikiem, po zgłoszeniu. W 2024 roku Park organizował takie wycieczki w weekendy od 15.06. do 30.09. – trasa startuje w Hucie Polańskiej o godz. 9, kończy się na trasie Krempna-Ożenna i wraca z powrotem, czas przejścia to 4 godziny (szczegóły – dostęp 25.03.25).
Dolina Ciechani przez wielu uznawana jest za najpiękniejszą w Beskidzie Niskim. Prócz walorów krajobrazowych i przyrodniczych, oraz niedawno wyremontowanego jedynego zachowanego krzyża przydrożnego z 1906 roku, jej największym atutem są zachowane dwa cmentarze łemkowskie, położone w bliskim sąsiedztwie. Jeden z nich to cmentarz przycerkiewny, na którym, prócz kilku pomników, ustawiona została miniaturka znajdującej się tutaj niegdyś cerkwi pw. św. Mikołaja. Na położonym ok. 100 m wyżej drugim cmentarzu zwraca uwagę kilka łemkowskich nagrobków upstrzonych wyłomami po kulach karabinów – przypominają toczące się tutaj ostre wali w październiku 1944, które obróciły wieś w ruinę.

Dość łatwo da się również dostrzec miejsca, w których dawniej stały chałupy, a także piwniczkę, czy pozostałości narzędzi gospodarskich, takich jak strzępy wiadra.

Prawdopodobne pozostałości zabudowań plebani grekokatolickiej:

Droga Krempna-Ożenna/Grab
Ciechania leży przy bocznej drodze gruntowej, odchodzącej od asfaltowej szosy Krempna-Ożenna, stanowiącej rodzaj pętli. Kiedyś jej ranga chyba była większa, szczególnie, że da się nią dojechać na Słowację. Po II wś. jej stan się mocno pogorszył – jeszcze 20 lat temu była prawie nieprzejezdna. Od strony Grabu przed jazdą ostrzegał znak „Droga nieremontowana na długości 15 km”. Jeszcze parę lat temu zrujnowany most wymuszał konieczność zjazdu z szosy i jazdę przez potok.
W 2019 roku w reakcji na plany remontu tej drogi, pojawiła się petycja z protestem miłośników przyrody. Obawiano się, że remont spowoduje spotęgowanie ruchu i zagrożenie dla tutejszej chronionej zwierzyny. Protestował nawet Andrzej Stasiuk.
Chyba te obawy okazały się niepotrzebne – droga jest całkowicie zamknięta dla ruchu od 1.04. do 31.08. (czyli w sezonie letnim), a między Ciechanią a Krempną jest parę progów zwalniających, więc nawet obecnie ruch jest rzadki i spowolniony. Służy głównie chyba celom turystycznym, bo kierowcy jadący na Słowację przez Przełęcz Beskid nad Ożenną wybiorą trasę przez Świątkową (prowadzącą zresztą również przez MPN).
Ja sam tą drogą częściej chodziłem, niż jeździłem. Choć z czysto krajoznawczego punktu widzenia wolałem ją dziurawą i niedostępną. Gdzieś mam zdjęcie tej drogi wykonane Zenitem mniej więcej w 2002 roku.
Pewnie lepszy był ten Beskid Niski z niebieskim szlakiem przez Ciechanię. bo chyba turyści, którzy zapuszczają się aż tutaj są z tych, którzy takim miejscom żadnej szkody nie chcą wyrządzić. Rozumiem w jakiś sposób decyzję MPN – jakże kuszącą – pozostawienia doliny samej sobie.
Podczas tego wypadu w rejon doliny Ciechani z fauny zobaczyliśmy jedynie parę kaczek na jednym z bobrowych jeziorek, za to sporo jelenich bobków. Ale nie sposób stwierdzić, jaki to zwierz obserwował nas z nieprzeniknionej głębi mgieł i lasów.




















