Ryga, Łotwa

Jadąc tutaj, zaopatrzyłem się obowiązkowo w przewodnik z wyd. Rewasz, które ma opinię skierowanego do turystów kwalifikowanych. Gwoli wyjaśnienia: taki dość powszechny model turystyki konsumpcyjnej nie jest wcale następnym wcieleniem turystyki biednej, namiotowej, krajoznawczej : ) Stąd wkurzył mnie zapis w owym przewodniku po Łotwie, że będąc w Rydze koniecznie trzeba spróbować tego, tego i tamtego dania (wydając na to połowę naszego budżetu na cały wyjazd). Ok, rozumiem, gdyby było napisane: tradycyjne dania na Łotwie to to i to, kto chętny, może próbować. Ale nie od razu, że koniecznie będąc w Rydze trzeba to wszamać i wydać fortunę. Tego po Rewaszu się nie spodziewałem. To tylko jedna rzecz, gdyby nie było innych, to chyba bym w ogóle się nie ciskał na ten przewodnik :) ale ta dość cienka publikacja zawiera więcej podobnych niespodzianek. Np. nazbyt lakoniczny opis miasteczka Kieś (po łotewsku Cēsis). Po przeczytaniu notki w przewodniku byłem mocno zaskoczony tym, co tam zobaczyłem. Szkoda, że przewodnik tego nie oddaje, bo przeczytawszy o Kiesi, wcale jeszcze nie miałem nieprzemożonej ochoty tam jechać, sądząc, że to jedna z wielu podobnych miejscowości. Tymczasem byłem pod dużym wrażeniem.

Z praktycznych wskazówek – na Łotwie podobnie jak na Litwie: można tankować LPG bez problemu. Kraj ten jest podobny do państw skandynawskich, różni się mocno pod tym względem od Litwy. Na Łotwie co chwila miałem skojarzenia z Finlandią. Jest to też z wyglądu bogatsze, bardziej zadbane miejsce, niż sądziłem – po kraju postsowieckim spodziewałem się raczej bloków z wielkiej płyty i przaśnej atmosfery – tymczasem jest ładnie i elegancko; współczesna architektura Rygi i okolic wprawiła mnie wręcz w zdumienie, świetne, porządnej klasy projekty budynków mieszkalnych, także domków jednorodzinnych, ciskające się w oczy tu i ówdzie, a nas są niebywałą rzadkością.

Ceny są wyższe niż u nas – niektóre artykuły są nawet 2-krotnie droższe. Ryga skupia większość mieszkańców kraju, natomiast tereny wiejskie są dość rzadko zaludnione, gospodarstwa ładne, ale rozrzucone. Sporo zachowanych świetnych budynków, drewnianych dworków czy murowanych jakby brytyjskich gospodarstw.

Sama Ryga – Stare Miasto – pełne turystów. Na Litwie słuchaliśmy, że pewna agencja skompromitowała się reklamą Wilna: przyjedź do nas, odetchniesz od tłumów turystów w Rydze. Chyba tak trochę jest. Architektura – przypomina Wrocław – przynajmniej jeśli chodzi o kamienice z okresu XIX/XX w. Na Starym Mieście bardzo ciężko znaleźć sklep spożywczy (nie byłem w stanie, choć obszedłem dość spory kwartał po zewnętrznej stronie plant – usytuowanych w miejscu dawnych fortyfikacji – rozebranych, podobnie jak we Wrocławiu, z polecenia Napoleona, czy ludzi mu podporządkowanych). Natomiast – co ciekawe – po przejściu na drugą stronę rzeki Dźwiny – momentalnie wchodzimy w inny świat – zwyczajny, codzienny, bez turystów, ze straganami warzywnymi koło przystanków i wodą za eurocenty w kiosku. Warto zaparkować po drugiej stronie rzeki, jest sporo wolnych miejsc i brak opłat. Może 15-minutowy przemarsz na drugą stronę – i już jesteśmy w turystycznej dżungli. Poniżej oddalona o rzut beretem druga strona.

Ryga – pełna protestanckich kościołów (zborów?), powstałych po reformacji, nieraz w katolickich świątyniach. Po objęciu tych terenów we władanie polski król na przełomie XVI i XVII w. sprowadził jezuitów i starał się przywrócić wiarę katolicką. Polacy władali w Rydze przez ok. 60 lat. To nie odbyło się wskutek zbrojnej inwazji, a dobrowolne oddanie się pod zarząd Rzeczpospolitej (lenno).

Na widok tego znaku zmroziło mnie. Upstrzona jest tym cała nabrzeżna żeliwna balustrada.

Charakterystyczne kamienice, ciekawe, że odbudowane od podstaw w 1945 r. (podobnie jak warszawska Starówka).

Kieś i kawałek charakterystycznej drewnianej architektury.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.