Wieś, środek sezonu

Dave Brubeck Essentials

Wieś – mieszkanie na niej – pozwala na dużo większą swobodę w kreowaniu swojego otoczenia. W mieście administracja wszystko załatwia. Ma to plusy i minusy. Wszystko jest wykonane wg standardu, jednakowo, człowiek ma niewielki wpływ, może co najwyżej pójść na zebranie i spróbować przeforsować swoje opcje. Ale ostatecznie wszystko toczy się poza nim, nawet nie wie kiedy ktoś kosi trawnik, wymienia papę na dachu.

Na wsi właściwie wszystko może być dowolnie kreowane. Przypominają mi się czasy dzieciństwa, gdy u babci z kuzynem budowaliśmy bazy po szopach. Co jakiś czas zmienialiśmy lokalizację i budowaliśmy nową bazę w nowym miejscu, na jakiejś półce, która normalnie służyła do trzymania drzwi od ciągnika i innych szpargałów, robiliśmy półki, wciągaliśmy jakieś stare siedzenia z samochodu, wcielaliśmy w życie każdy abstrakcyjny pomysł, jak właz w podłodze. Najlepsza baza miała nr 5 i istnieje do tej pory (chyba służy jako graciarnia).

To samo jest na wsi, można już będąc dorosłym właściwie powtarzać tamte schematy, tworząc nowe formy architektoniczne, jak chuśtawka, antresola, skalniak, posadzić drzewko, ścieżkę z kamieni, ze starych palet zbić ławkę, ażurową werandę na narzędzia, po której wieje wiatr, zmienić w pokoik, stajnię w warsztat, dawne pomieszczenie na zboże w garderobę tudzież magazyn ubrań i tak dalej. Dach zrobić z blachodachówki albo z gontu, piec zamontować w przedpokoju albo w piwnicy, podłogówkę w kuchni albo w pokoju. Idąc tym tropem: na dachu instalację z rurek, która bezkosztowo grzeje wodę albo panele słoneczne, ściany tynkować tanim tynkiem gipsowym albo bezpłatnie: gliną wykopaną w ogródku zmieszają z piaskiem. W bloku nie ma tych wszystkich możliwości.

Każdy człowiek ma naturalne pragnienie wolności. I chyba w głębi duszy każdy ma taką tęsknotę do zamieszkiwania na wsi. Nie zawsze to się jednak godzi z innymi planami, wizjami wymagającymi dużo większej swobody, wolności od takich gospodarskich obowiązków.

– – –

Koniec czerwca. Aż trudno uwierzyć, jak tutaj było w marcu. Mokro, zimno. Nagle wszystko się zazieleniło, trawa urosła po pas, nie widać spod niej krzaków porzeczek. Liście puścił nawet drąg wkopany w ziemię. Niekoszona trawa drogę zmieniła w malowniczy kanion, którym ciężko przejść nie smagając się długimi kłosami wiszącymi z obu stron. Rozsypana w piaskownicy kukurydza w ciągu paru dni stworzyła zielony dywan. Ciężko nawet ten cały rozkwit przyrody opanować, bo żeby doprowadzić do porządku tylko trawę, trzeba by skosić jakiś hektar pola żyłką, co fizycznie jest możliwe, ale wymagałoby jakichś 3 dni pracy i czasu, którego nie ma. Dlatego kosi się w miarę możliwości – najbliższe przyległości, to na co starcza czasu.

W głowie roi się masa pomysłów i tylko czasu nie starcza. Można by nawet oddać się samym tylko gospodarskim czynnościom i nie robić nic więcej, i tak całe dnie można by spędzać pracując i ciesząc się obecnością w tym miejscu.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.